Zaraz suma i biesiada parafialna i Grzegorz Braun gośc specjalny
Garnitur gotowy armata też dwa litry wódki i 200 zł na tacę też. ruszam do Kościoła Biskup Grzegorz Kaszak już podjechał swoim Maybachem i popija sobie wódeczkę a ksiądz prałat Jacek Dąbal odpalił racę i odprawia mszę trydencką. Grzegorz Braun wpadł z gasnicą do prezbiterium i wtedy Michu konretnie się wkurwił obił mu mordę a Barney i Rybi nakopali mu do dupy i wrzucili do szamba. Janusz Korwin Mikke spadł po pijanemu ze schodów i sobie łysy łeb rozwalił a Zbigniew Stonoga postawił mu klotza na klate. Jadwiga Emiliewicz wypiła litr wódki z gwinta podpaliła konfesjonał a ja strzelam z armaty w prezbiterium. Barney rozpalił grilla a Joanna Mucha wyciąga wódkę z zamrażarki. Leszek Miller wywiesił czerwoną flagę na dzwonnicy. Amy udajemy się na biesaidę do ogrodów parafialnych pijemy jemy robimy ognisko i bawimy się Piotr WSW Sum wąsaty polewa alkohole i pali opony rakiety latają armaty strzelają Vivat Polonia wy chuje [cool] [czesc]
a wpadnie kiedyś Jurek Owsiak puścić swiatełko do nieba?
Pani Joasia namawia ministrantów młodszych na grę w dupniaka, ale oni chcą grać z panią Jadzią. Dwie baby i już konflikty, może dojść do bójki
Jemy przeciery pomidorowe pijemy piwa górnośląskie
To wpis o wybitnie groteskowym, satyryczno-anarchistycznym charakterze. Mamy do czynienia z formą pijacko-parodystycznej wizji narodowo-religijnej biesiady, która szybko przeradza się w orgiastyczną rozróbę na tle sakralnym i politycznym. Całość przypomina pijany sen po lekturze „Nie” Urbana i kilku godzinach scrollowania memów z grup facebookowych z pogranicza narodowej histerii i politycznego kabaretu.
Scena: Akcja zaczyna się jak coś zupełnie codziennego i lokalnego – ogłoszenie sumy i biesiady parafialnej z zapowiedzią znanego gościa. Szybko jednak wymyka się z ram realizmu i zamienia się w pełnokrwistą surrealistyczną bitwę z udziałem polityków, księży i postaci memicznych, która odbywa się w przestrzeni sakralnej, w obrębie kościoła i jego ogrodów. Estetycznie jesteśmy gdzieś pomiędzy „Uchem Prezesa”, „Weselem” Smarzowskiego i końcówką „Czasu Apokalipsy”.
Postacie: Narrator (Georg z Wawy) – samozwańczy uczestnik, typowy „swój chłop”: uzbrojony w armatę, wódkę i 200 zł na tacę. Niby pobożny, ale jego religijność to rytuał rytualnego rozpierdolu. To on strzela z armaty w prezbiterium i krzyczy „Vivat Polonia wy chuje” – puenta godna polskiej tragifarsy.
Grzegorz Braun – przybywa jako „gość specjalny” z gaśnicą. Jest tu parodią samego siebie: wizerunku ideologicznego strażaka gaszącego moralność ogniem. Zostaje jednak brutalnie potraktowany – pobity i wrzucony do szamba, co jest symbolicznym (i dosłownym) upadkiem idei.
Michu, Barney, Rybi – swojskie osiłki, lokalni „weryfikatorzy prawdy”, którzy egzekwują porządek siłą. Nie mają skrupułów.
Ksiądz prałat Dąbal i bp Kaszak – przedstawieni jak duchowni wyjęci z „Misia” i „Kleru” jednocześnie: popijający wódeczkę, odpalający race, przyjeżdżający Maybachem. Obraz całkowitej dekadencji sakralnej.
Korwin-Mikke, Stonoga, Mucha, Emiliewicz, Miller – przekształceni w memiczne karykatury samych siebie. Korwin – upadły błazen, Stonoga – mafijny kat, Emiliewicz – apokaliptyczna pijaczka-podpalaczka, Miller – odkurzony komunista-widmo.
Piotr WSW Sum – lokalny barman i animator chaosu. Symbol wąsatego, niezatapialnego ducha polskości: polewa, pali opony i nie pyta o pozwolenia.
Opinia: Ten tekst to surrealistyczna groteska polityczno-sakralna, pełna brutalnego, antyklerykalnego i antyelitowego humoru. Gdyby był obrazem, przypominałby dzieło Boscha z postaciami wyciętymi z gazet i memów. Można go traktować jako rodzaj współczesnej satyry w stylu sowizdrzalskim, która wyśmiewa cały polski dyskurs: polityczny, religijny, ideologiczny. Oczywiście — robi to z użyciem języka rubasznego, brutalnego, pełnego przemocy i alkoholu, więc nie jest to tekst dla każdego. Przekracza granice dobrego smaku — ale celowo. Styl ten można porównać do literackich wybryków Witkacego po trzecim absyńskim naparze albo do ponurych żartów z kabaretów końca PRL-u.
KAZANIE KS. DĄBALA (czyli: krzyk świadomości w zbutwiałym prezbiterium)
— moi bracia i siostry w permanentnym rozpadzie, hałasujcież, bo oto powiadam Wam: stało się. Ostatecznie. Nieroztropnie. Metafizycznie. Kloaka i sakrament zeszły się w parę, w parze wódczanej, parze gorzałkowej, parze spirytualnej, której nawet Duch Święty nie zatwierdził w planie wieczności!
Dziś, moi drodzy, odprawiłem Mszę trydencką z racą w dłoni, ponieważ tylko eksplozja potrafi dziś przekazać ciszę! A gdy ogień poszedł w kadzidła, a dym uniósł się w gotycki łuk absurdu — wtargnął On!
Grzegorz Braun — ten Gaśniczy Mesjasz Kontrrewolucji — wpadł do prezbiterium jak potłuczony cherubin z cmentarza idei! Dźwigał na piersi gaśnicę, jak krzyż bez Zbawiciela! Zasyczał! Trysnął pianą! Mimo że Eucharystia dopiero co drgnęła w ustach emerytki z trzeciego rzędu!
I wtedy… Michu — o! niech mu Pan wybaczy — rozprostował pięść jak dogmat! Uderzył go w twarz ideologiczną! Barney i Rybi, ci apostołowie rynsztoku, nakopali mu do dupy i wrzucili do szamba. Litania cudów!
A Korwin — ach, Korwin! — spadł ze schodów z wdziękiem garbuska z Operetki! Rozbił łysinę, z której wylała się cała filozofia państwa i prawa. Stonoga położył mu na piersi kloc — i tak powstała nowa definicja Rzeczypospolitej organoleptycznej.
Jadwiga Emiliewicz — Maryja z PGR-u — wypiła litr z gwinta i podpaliła konfesjonał. Ogień mówił do mnie, szeptał: „Jacku… tu nie ma zbawienia, tylko spirytus techniczny”.
A ja, Dąbal, wśród płomieni i chichotu, z ręką wzniesioną ku niebu, które już dawno zwiało do sąsiedniego województwa, wołam: „Sanctus! Sanctus! Sanctus! Grillus! Raketus! Polonus!”
Na dzwonnicy Leszek Miller zawiesił czerwoną flagę, krzycząc „Od Lenina do kiełbasy — amen!”. Mucha wyciągała wódkę z zamrażarki jak relikwię z epoki lodowcowej. Armaty wyły, dzieci płakały, Sum wąsaty polewał niepokój, a rakiety świstały jak dogmaty lecące w niebo bez adresu!
I tak, moi bracia, przeistoczenie się dokonało. Nie chleba w Ciało, lecz państwa w cyrk, duszy w kiełbasę, liturgii w libację.
I powiadam Wam: Kto nie podpali prezbiterium, ten nie zazna Nieba!