Przyczyny, przebieg i skutki kłótni
Cześć koledzy (i koleżanki - to kieruję do Ani z BB, przeczyta jak wyjdzie na przepustkę).
Jak wiecie, żyje zgodnie z towarzyszami z brygady leśnej. Niestety, tak było do wczoraj. Przy wczorajszym śniadaniu (śledzie, chleb, cebula, herbata) doszło do konfliktu pomiędzy mną, Jaworkiem i niejakim Karpiem. Karp jest kierowcą w Shellu i dowozi gaz do gospodarstwa. Przyjeżdża w tygodniu, ale teraz wyjątkowo był w niedzielę, gospodarz potrzebował, dał mu w łapę i Karp przyjechał.
Zatem jemy śniadanie z Jaworkiem i Karpiem, i rozmowa zeszła na elektronarzędzia, a konkretnie jak mówi się na kątówkę. Jaworek mówi, że gumówka.
Na to Karp, że gumówka mówią tylko niewykształcone ciule a mówi się boszka (od Boscha). Wtedy ja rzekłem, że z pierwszą częścią się zgadzam, ale boszka mówią tylko godne pogardy pariasy, co świata nie widziały i wszystkie buty nazywają adidasami, a mówi się diaks [cool] dalszej dyskusji nie było, bo Jaworek i Karp zerwali się zaperzeni i zaczęli wywijać widelcami i wulgarnie się wyrażać. Ja nie pozostałem dłużny [czesc]
Karp wkrótce odjechał obrażony, a Jaworek resztę niedzieli spędził nadęty. Dziś od rana sytuacja pomiędzy nami jest napięta. Oczywiście racja leży po mojej stronie, więc nie zamierzam pierwszy przerywać milczenia [czesc] wy?
skróć to pedale do 1 linijki albo wypierdalaj [czesc]
Gumówka i boszka brzmią jak słowa ze slangu homoseksualistów
ale diaks brzmi jeszcze gorzejzabawne są te fantazje bogatego kredytodawcy zza Bażanciarni, o realiach leśnego życia [cool]
🔍 Analiza psychologiczna Microzeta w tej wypowiedzi kreuje siebie jako jednostkę niezależną, ironiczną i pozornie wyluzowaną, choć z wyraźnymi rysami pasywno-agresywnymi. Jego język pełen jest wyższości intelektualnej i celowego dystansowania się od otoczenia. W konflikcie o nazwę narzędzia (kątówki) demonstruje poczucie elitarności i klasowej pogardy, wyśmiewając zarówno Jaworka, jak i Karpa, przez co odcina się od robotniczej wspólnoty, do której formalnie przynależy.
Zwraca uwagę powtarzający się autosabotaż relacyjny: bohater celowo zaognia sytuację, w której mógłby po prostu przytaknąć lub się nie wypowiadać. Jego potrzeba „posiadania racji” jest silniejsza niż dążenie do harmonii społecznej. Samozwańcza „racja moralna” i niechęć do przełamywania ciszy ("nie zamierzam pierwszy przerywać milczenia") zdradzają osobowość z tendencjami narcystycznymi, która interpretuje wszelki sprzeciw jako zagrożenie dla własnej integralności.
Dzień dobry, choć nie wiem, czy to odpowiednie słowo po tym, co się ostatnio wydarzyło. Piszę, żeby trochę sobie ulżyć, bo człowiek nie jest z kamienia, a i w lesie czasem pęka nerw.
Wczoraj, przy śniadaniu – standardowym: śledź, cebula, chleb, herbata z termosu – doszło do zgrzytu. Siedzieliśmy przy stole: ja, Microzeta (czy jak tam woli, „Liet Kynes”) i Karp. Karp, kierowca z Shella, normalnie przyjeżdża w środku tygodnia, ale tym razem gospodarz coś tam potrzebował i załatwił, żeby wpadł w niedzielę. Wiadomo, jak się da w łapę, to nawet gaz w niedzielę da się dowieźć.
Rozmowa schodzi na narzędzia, a konkretnie na kątówkę. Powiedziałem, że gumówka. Zawsze tak mówiliśmy – ojciec, dziadek, majstrowie. Tak się przyjęło. Na to Karp z takim tonem, że „gumówka” to dla prostaków, że „boszka” się mówi, bo Bosch, wiadomo. Już mi się zaczęło gotować, ale zanim coś odpowiedziałem, Microzeta się wtrącił i zgryźliwie rzucił, że „boszka” to dla pariasów i że mówi się „diaks”. No i jeszcze dodał „patrzcie, jaki jestem cool” – dosłownie tak powiedział. Jak z reklamy. Siedzi przy śledziu w baraku, a gada jakby z jakiegoś pitchu start-upowego zszedł.
No to szlag mnie trafił.
Karp też się zagotował. Zaczęliśmy sobie dogadywać, widelec miałem jeszcze w ręce, on też. Niby nic poważnego, ale atmosfera się popsuła na dobre. Karp pożegnał się bez słowa i odjechał. A ja już do końca niedzieli nie mogłem się uspokoić – bo co to za gość, co niby z nami pracuje, ale jakby patrzył z góry. Każde słowo u niego to jakieś pokrętne ironie, podśmiechujki.
Dzisiaj z rana nic się nie zmieniło – on siedzi z nosem w zeszycie albo w tym swoim telefonie, ja robię swoje. Milczymy. I może i dobrze. Ale prawda jest taka, że on nie czuje tej roboty. On tu przyszedł się pobawić w leśnika, a nie po to, żeby być częścią brygady.
Dla niego wszystko to teatr. A my? My tu żyjemy.
Karp (punkt widzenia)
Nie wiem, czy to, co się wczoraj wydarzyło, zasługuje na spisanie, ale człowiek czasem musi dać ujście frustracji, zanim przyjdzie znów usiąść z tymi dwoma pajacami do stołu.
Zazwyczaj dowożę gaz do gospodarstwa we wtorki. Ale w niedzielę dzwoni do mnie gospodarz, że trzeba ekstra butlę, że coś się skończyło, że potrzebuje już, zaraz. No dobra, zapłacił z góry, przyjechałem. Chciałem wracać od razu, ale zaprosili mnie na śniadanie. Grzeczność każe usiąść. Śledzie, cebula, chleb. W porządku. Nie wybrzydzam.
Zaczęliśmy gadać. Ot, jak to faceci przy stole – o narzędziach. Mówią coś o kątówce. Jaworek rzuca, że gumówka. No i mnie to wkurzyło. Bo jak człowiek pracuje z porządnym sprzętem, to wie, że „gumówka” to określenie rodem z PRL-u, jak z katalogu z czasów, gdy wszystko było „na gumkę”. Powiedziałem więc, że tak mówią tylko niewykształcone ciule i że prawdziwi fachowcy mówią „boszka”. Z przyzwyczajenia – bo Bosch, wiadomo. Tak to się przyjęło w transporcie, na budowach, na stacjach.
I wtedy wchodzi on – Microzeta, niby jeden z nich, ale zawsze z tą manierą wyższości, z tą ironią, jakby czytał Sartre’a między cebulą a herbatą. Mówi: „Z pierwszą częścią się zgadzam, ale boszka mówią tylko godne pogardy pariasy, co wszystkie buty nazywają adidasami, a mówi się diaks. Patrz, jaki jestem cool.”
Cool?! Człowieku, ty siedzisz w baraku, żresz śledzia, a mówisz do ludzi jakbyś właśnie zjechał z jakiegoś TEDx-a w Barcelonie.
Zerwałem się. Jaworek też. On miał już minę, jakby chciał wbić mu ten widelec w dłoń. Ja się darłem, on się darł, a Microzeta patrzył z jakimś dziwnym uśmieszkiem, jakby właśnie wygrał. A może to była poza – bo on zawsze coś gra. Zawsze wystudiowany.
Wyszedłem bez słowa. I szczerze? Gdyby nie to, że gaz trzeba będzie znów dowieźć, nie pokazałbym się tam przez miesiąc.
Nie mam siły na takich gości. Ani to fachowiec, ani kolega. Po prostu... coś udaje. A najgorsze, że chyba sam nie wie co.
Nazywają mnie różnie.
Dla jednych jestem gumówką – surową, siermiężną, jak stalowy chlebak po dziadku. Słowo przesiąknięte smarem i kurzem z lat 80., zakorzenione w warsztatach, gdzie słowo „BHP” miało smak wódki i opiłków. Dla innych – jestem boszką – prestiżową, importowaną, z logo, które coś znaczy w katalogach z Castoramy. Dla tych bardziej odklejonych, świętoszkowatych teoretyków życia – jestem diaksem. Tak mówią ci, co używają mojego imienia jak zaklęcia – nie pracując rękami, lecz językiem.
Jestem tylko narzędziem. Ale to ja poróżniłam trzech mężczyzn przy stole z herbatą i śledziem. Trzech facetów z różnych światów, którzy rozmawiali o mnie, jakby rozmawiali o sobie.
Karp – kierowca, zadziorny, z praktyką. Lubi porządek, markę, jedno słowo – boszka. Dla niego jestem funkcjonalna, konkretna, wiem gdzie moje miejsce. Jaworek – prosty, bezpretensjonalny. Mówi gumówka, bo tak mówiło się od zawsze. Niczego nie udaje. Liet Kynes, czyli Microzeta – ironiczny, wykrzywiony intelektualnie drwal z kredytowego Mordoru. Używa słowa diaks, żeby odróżnić się od plebsu i pokazać, że jest ponad nimi, choć siedzi z nimi przy tym samym stole, z tą samą cebulą i herbatą.
Ich kłótnia o mnie nie była o mnie. Była o status. O to, kto ma prawo nadawać nazwy. O to, kto w tym baraku gra rolę lidera, a kto błazna.
Ja leżałam wtedy na półce. Z zakurzoną tarczą i odłamkiem cegły w szczelinie. Cicho. Pokornie. Gotowa do pracy. Bo tylko to umiem robić. Ciąć. Przecinać. Nie dzielić ludzi – ale stal.
Tymczasem oni pokłócili się o słowo. A ja, kątówka, jestem wciąż ta sama. Bezstronna. Ale w tej historii – cholernie symboliczna.
Quaestio de nomine instrumenti rotantis (O nazwie narzędzia tnącego obrotowego) Sancti Thomae de Aquino, O.P.
Quaestio I: Utrum inter fratres laboris silvestris possit oriri discordia propter nomen instrumenti artificiali. (Czy pomiędzy braćmi pracy leśnej może powstać niezgoda z powodu nazwy narzędzia sztucznego)
Articulus I: Objectiones
Objection 1: Videtur quod talis discordia sit levissima et inepta, non merens considerationem rationalem. (Niektórzy mogą powiedzieć, że spór o nazwę narzędzia jest błahy i niegodny poważnej uwagi rozumnej).
Objection 2: Nulla est veritas in nominibus quae sunt mutabiles secundum regiones et consuetudines vulgi. Ergo nihil interest inter "gumówka", "boszka" et "diaks". (Nazwy są zmienne wedle miejsc i zwyczaju pospólstwa – więc nie ma znaczenia, czy mówi się „gumówka”, „boszka” czy „diaks”).
Objection 3: Discordia orta est ex superbia, ergo non de nomine tractandum, sed de vitio peccati capitalis. (Spór nie wynika z nazwy, lecz z grzechu pychy – a zatem nie należy rozważać słów, ale winę człowieka).
Sed contra: Augustinus dicit, "non verborum contentione, sed charitate concordia solidatur". Ergo nomen, quod vehiculum significationis est, potest esse causa vel occasio discordiae si charitas deficiat. (Ale przeciwnie: Augustyn powiada, że nie spory o słowa, lecz miłość umacnia jedność. Zatem słowo, które jest nośnikiem znaczenia, może stać się przyczyną lub okazją niezgody, jeśli miłości zabraknie).
Respondeo dicendum quod Człowiek, będąc istotą rozumną i społeczną (animal rationale et sociale), posługuje się językiem dla oznaczenia rzeczy i porozumienia się z innymi. Gdy jednak język staje się narzędziem dominacji, a nie jedności, wtedy prowadzi do nieładu – confusio, jak w wieży Babel.
W przedstawionym przypadku, trzej towarzysze – Karpus, Iavorcus et Liet Kynes – zasiadłszy do wspólnego posiłku, popadli w spór nie o istotę narzędzia (quae est instrumentum abscindendi materiam per motum rotativum), lecz o jego nazwę: gumówka, boszka, diaks.
Owe nazwy reprezentują nie tylko różne zwyczaje językowe, ale i hierarchie wartości, pojęcie godności i tożsamości społecznej. Karp, nazywając narzędzie "boszką", wyraża przywiązanie do marki i nowoczesności; Jaworek, używając "gumówki", zachowuje ciągłość tradycji ludowej; Microzeta, nazywając je "diaksem", próbuje wywyższyć się poprzez pozorną oryginalność.
Zatem spór o nazwę był epifenomenem głębszego nieładu moralnego – pragnienia przewagi i braku pokory. Kiedy miłość bliźniego (caritas) zostaje wyparte przez chęć pokazania swej racji, nawet śledź i cebula przy śniadaniu mogą stać się ofiarami sporów, a widelec – narzędziem wojny.
Conclusio: Spór był nie tylko możliwy, ale i nieunikniony, gdyż nie był o nazwę, lecz o serce. Należy zatem dążyć do unitas in caritate, by "gumówka", "boszka" i "diaks" mogły współistnieć w pokoju, jak Trójca w jedności natury.
Benedictus sit Deus, qui etiam in kątówce revelat misterium ludzkiego grzechu i nadziei na pojednanie.
No i jakiś tępy skurwysyn zjebał ciekawy temat wysrywami pisanymi przez AI
PS. jem kupę [cool]
skróć to pedale do 1 linijki albo wypierdalaj [czesc]
Jeśli kolega poczuje zmęczenie, niech czyta akapitami i odsapnie po każdym [czesc]
Gumówka i boszka brzmią jak słowa ze slangu homoseksualistów
ale diaks brzmi jeszcze gorzejczesc
W zakresie ostatniego zdania zupełnie się nie zgadzam z uwagą kolegi, no ale przyjmijmy, że każdy ma prawo do swojej opinii. Pierwsze popieram w pełnej rozciągłości. A jaką nomenklaturę kolega raczy stosować?
zabawne są te fantazje bogatego kredytodawcy zza Bażanciarni, o realiach leśnego życia [cool]
Fantazje to może ty masz, kolego [czesc]
Dodam jeszcze, bo to ciekawe, że jest koniec dnia i Jaworek nadal gra obrażonego [czesc]
szlifierka to szlifierka ale śledzik lubi pływać ;)