Zakola Grozy
Mgła zasnuła dolinę, gdy dźwięk końskich kopyt poniósł się echem przez mokradła Śląska. Wozem podróżował Panicz De Rais – człowiek o tuszy znacznej, sinożółtej cerze i oczach błyszczących jak szkło laboratoryjne. W jednym ręku ściskał laskę z głowicą w kształcie koziej głowy, w drugim – księgę oprawną w cielęcą skórę, której strony pachniały formaliną. Wraz ze swym orszakiem zmierzał on ku zamkowi Bolkoburg.
Zamek, wzniesiony z czarnego piaskowca, rósł nad urwiskiem jak trupi palec. Wewnątrz jego murów odbywało się przyjęcie – wystawne, pełne muzyki i tchu przemijającej epoki. Na sali balowej lśniły świeczniki, a szlachcice z Wrocławia, Drezna i Pragi wymieniali uwagi o egzorcyzmach, nowinkach z Berlina i jakości węgierskich win.
Lecz gdy wybito północ, a organista zahuczał Bachowską toccatę, nad zamkiem zawisła cisza. Drzwi skrzypnęły. Weszło coś.
Był wysoki, lecz pochylony. Twarz miał bladą jak popiół, a czoło cofało się ku potylicy niczym cień śmierci. Zakola, głębokie jak groby, zdobiły jego skronie, a oczy świeciły czerwienią. Kły miał długie, jak u nietoperza. Goście zamarli. Lokaj osunął się na podłogę niczym mokry worek.
– Hrabia Nemanja Zakolescu... – wychrypiał jakiś starzec.
– Jestem głodny – powiedział przybysz, głosem jakby ktoś ostrzył igły na zardzewiałej pile.
Panicz De Rais otarł usta chusteczką. Wstał z rzeźbionego krzesła, które jęknęło pod jego ciężarem.
– Hrabio – rzekł – nie godzi się przerywać uczty bez uprzedzenia. Zwłaszcza, gdy się chce ucztować gośćmi.
Wampir syknął. Powietrze zgęstniało. Świece zgasły. Gdzieś w kącie sali służka zaczęła odmawiać modlitwę po łacinie.
– Znałem twojego pradziada – oznajmił z dumą Panicz De Rais – Tak samo łysy, tak samo bezczelny. Też spłonął.
Następnie zanucił coś pod nosem – modlitwę, czy inkantację. W dłoni trzymał laskę, z której głowicy wystrzelił nagle strumień światła niczym z latarni magicznej.
– Lux Domini! – krzyknął.
Zakolasty potwór zawył. Z jego pleców wyrosły błoniaste skrzydła, lecz zamiast wznieść się, skulił się w bólu. Skóra na jego twarzy zaczęła pękać jak stary werniks.
Wampir krzyknął przeciągle, aż pękły szyby. Zakola zapłonęły pierwsze – niczym siano. Chwilę później cała postać stanęła w ogniu. Kiedy zgasła, została po niej jedynie garść popiołu.
Goście wybuchli oklaskami, lecz Panicz De Rais tylko westchnął, znów usiadł, i sięgnął po kielich wina.
skróć to pedale do 1 linijki albo wypierdalaj [czesc]
nie najgorsze, ale... Nemanja Zacolescu? nic nie wiadomo by nemanja miał zakola
Mgła spowiła dolinę, gdy Panicz De Rais, podróżujący do zamku Bolkoburg, zbliżał się w otoczeniu orszaku. W trakcie wystawnego przyjęcia, w zamku pojawił się tajemniczy przybysz – wampir Hrabia Nemanja Zakolescu, który przerwał ucztę, żądając krwi. Panicz De Rais, wykorzystując magiczną laskę, zniszczył potwora w spektakularny sposób, a po jego śmierci goście wybuchli oklaskami.
Mgła spowiła dolinę, gdy Panicz De Rais, podróżujący do zamku Bolkoburg, zbliżał się w otoczeniu orszaku. W trakcie wystawnego przyjęcia, w zamku pojawił się tajemniczy przybysz – wampir Hrabia Nemanja Zakolescu, który przerwał ucztę, żądając krwi. Panicz De Rais, wykorzystując magiczną laskę, zniszczył potwora w spektakularny sposób, a po jego śmierci goście wybuchli oklaskami.
miała być jedna linijka, skurwysynu [zły]
nie najgorsze, ale... Nemanja Zacolescu? nic nie wiadomo by nemanja miał zakol
masz na myśli historycznego nemanję z f23, czy tego co teraz tu pisze pod nickiem nemanja? bo ten co teraz tu pisze jako nemanja to zakolasty, płaczliwy wampir z wrocka czyli damaszczak, chociaż w sumie to żadna różnica [cool]
Reasumując: jestem cwelem z NFDI i jem kupe! [mniam]