Budowa konia
Na pewno słyszeliście o tym, panowie, z drugiej albo i z trzeciej ręki, pozwolę więc sobie opowiedzieć jak było naprawdę. Gdyśmy samoczwór, wesołą kompaniją zatrzymali się w Toruniu, wstąpiliśmy do jednej z polecanych nam gospód. Ledwieśmy weszli, gospodarz, snadź zwyczajny wydarzeń, które wkrótce nastąpiły, wskazał nam ławę i stół w głębi izby, przy samej ścianie. Nienawykli do takiego traktowania urządziliśmy mu krótki wykład jak powinno się odnosić do ludzi wyższego stanu, on jednak pozostawał nieugięty aż w końcu, by dnia nie żegnać awanturą, usiedliśmy we wskazanym miejscu. Wkrótce na naszym stole stanął posiłek, jednak zaskakująco ubogi jak na szacunek, którym cieszyła się gospoda. Zagadnąłem dziewkę służebną o przyczynę tego stanu rzeczy, ta jednak zdołała tylko wyszeptać "Krzyżak nadchodzi" i z tymi niezrozumiałymi słowami uciekła a wówczas otworzyły się wrota gospody i wtoczyła się przezeń do wnętrza postać monstrualnej wręcz postury. Był to człowiek, tfu tam człowiek, była to kreatura nieprzebranej tuszy, która sapiąc ciężko zajęła miejsce na środku izby. Monstrum snadź zmęczone wysiłkiem jaki stanowił dlań ten krótki spacer rozpięło koszulę ukazując bujną pierś, której nie powstydziłaby się żadna karmiąca niewiasta. Jakby na ten sygnał z cienia wyskoczyło kilku krzepkich pachołków dzierżąc wielkie wiadra, kadzie i gąsiory, pełne wszelakiego jadła i napitku, choć nie była to strawa wyszukana - ot całe funty ziemniaków, słoniny, kaszy, cebuli i mięsiwa pośledniej jakości. Monstrum nabierało je pełnymi garśćmi a czego nabrać nie zdołało pachołkowie żwawo wrzucali do rozwartej paszczęki. Wkrótce wszystko zniknęło w uściech tej poczwary. Był to jednak dopiero pierwszy z jego posiłków, kolejne bowiem wiadra i antały wnoszono na salę zabierając te spustoszone nienasyconym głodem potwora. Teraz dopiero zdaliśmy sobie z towarzyszami sprawę, iż to za sprawą tego "Krzyżaka" w Toruniu zapanowała taka bieda i sromota, teraz dopiero pojęliśmy czemu obywatele tego miasta wychudzeni są i przygnębieni, czemu przychówek ich wynędzniały a zwierzyny, jakiej wszak pełno w każdem mieście, w Toruniu nie uświadczysz nawet myszki najmniejszej. Niewiele myśląc powzięliśmy plan przegnania potwora - każdy z nas chwycił co mial pod ręką, ja swoją szabelkę, towarzysze zaś rapiery a jeden nawet guldynkę. Otoczyliśmy monstrum i nuże, rzuciliśmy się do dzieła srogo kłując go a płazując a nawet strasząc hukiem wystrzałów z guldynki. "Krzyżak" nie zdzierżył nam tego ataku i wolno bo wolno ale w końcu podał tyły i uszedł w niesławie. Nie masz słów, których nie użyli w podzięce dla nas gospodarze jak i inni mieszkańcy Torunia, którzy zbiegli się na to wydarzenie. Gościli nas jeszcze do następnego dnia, znając jednak ich nędzną aprowizację, pozostawiliśmy ten gościnny gród wkrótce, prosząc przecież, by gdyby "Krzyżak" ów ponownie się objawił, dali nam znać.****
Reasumując: jestem cwelem z NFDI i jek kupe! [cool]